Okey... miał być dłuższy, ale taki ze mnie leń, że dalej nie napisałam. A Gabrysia (tak, specjalnie Cię tak nazwałam ;P) zmusiła mnie żebym dodała dzisiaj.
Budzik
zadzwonił punktualnie o szóstej. To nie do wiary jak czas szybko leci. Zanim
się obejrzysz minie dzień, tydzień, dwa, miesiąc… Z każdą pojedynczą chwilą
stajemy się coraz starsi, z każdą sekundą zbliżamy się do celu naszego życia. Ludzie rodzą się by umrzeć. Ludzie rodzą się
by oddać siebie innym. Ludzie rodzą się by być…
Ziewając
głośno zwlekłam się z łóżka i do wlokłam moje cztery litery do łazienki.
Stanęłam przed dużym, nieco zmatowiałym lustrem wiszącym nad umywalką. Gdybym
była smutna, moje odbicie zapewne pogorszyłoby jeszcze mój nastrój, ale w tej
sytuacji już nic nie mogło tego zrobić. Nawet moja chuda, blada twarz; wyraźnie
zarysowane kości policzkowe i brązowe piegi widniejące na bladej twarzy. Nawet
mój lekko zaokrąglony nos, wąskie, wiśniowe usta, szarawe z domieszką
niebieskiego oczy i czupryna płowych włosów sięgających końcówkami do łopatek.
Nic. Nie, to nawet nie to, że byłam smutna, czy zła. Ogarnęła mnie tylko dziwna
aura szarości, podczas gdy za oknem mojej sypialni rozciągał się obraz
najcieplejszego w tym roku poranka. Był środek czerwca.
Przypomniał
mi się moment, w którym ostatni raz widziałam się z Harrym. Był początek
długiego weekendu majowego i byłam cała w skowronkach, opętana myślą o miłym
spędzeniu deszczowego popołudnia, w zaciszu swojego małego, fioletowego pokoju.
- A
więc… Harry – odezwała się moja mama gdy tylko wszyscy usiedliśmy w salonie z
kubkami gorącej herbaty w dłoniach. O dziwo nie patrzała wtedy na wyżej
wymienionego, a na mnie. – A więc Harry, może opowiesz mi wreszcie jak to się
stało, że znalazłam cię dzisiaj z torbą podróżną w ręce, przemoczonego do
suchej nitki przed drzwiami twojego domu?
Dopiero wtedy podniosłam wzrok znad stołu i
zerknęłam ukradkiem na chłopaka. Wydawało mi się, że jest suchy. Mentalnie
wzruszyłam do siebie ramionami i ciaśniej objęłam kolana, opierając o nie
podbródek.
-
Nie ma tu nic do opowiadania, ciociu – Harry uśmiechnął się lekko. Zachowywał
się tak jak zwykle, jakby zaledwie wczoraj oberwał ode mnie jabłkiem w głowę za
to, że próbował dobrać się do moich kanapek w szkole. Rozluźniłam się trochę.
Nagle ogarnęła mnie złość na samą siebie. Jak ja mogłam tak dziwnie zareagować?
Przecież to zupełnie naturalne, że podczas swojego pobytu w rodzinnym
miasteczku postanowił odwiedzić także i nas. Zawsze bardzo lubił moją mamę.
Rozważania nad tym jak wielką idiotką jestem, przerwał dalszy ciąg wyjaśnień
Harry’ego. – Po prostu chciałem zrobić niespodziankę rodzicom i Gem i zamiast
uprzedzić ich, że wpadnę…
-
Po prostu wpadłeś? – dokończyłam za niego podnosząc lekko prawą brew w górę.
-
Bingo.
-
Annie z Tomem wyjechali na weekend do Paryża. Wracają w poniedziałek –
poinformowała go uprzejmie mama.
- A
Gemmie jest u rodziców Nicolas’a – dodałam.
Nałożyłam
na wilgotną szczoteczkę miętową pastę do zębów.
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć.
Kręciłam się w łóżku, a każdy mój ruch akompaniowany był delikatnym
skrzypnięciem sprężyn w łóżku. W końcu wstałam z zamiarem udania się do kuchni.
Stwierdziłam bowiem, że bardzo zaschło mi w ustach.
Po omacku przeszłam koło drzwi łazienki i
weszłam do salonu. Zobaczyłam Harry’ego rozłożonego na kanapie, przykrytego
kocem i oglądającego coś w telewizji. Nie był głośno. Dźwięk ściszył do tego
stopnia, że nie był w stanie nikogo obudzić, jednak coś w jego zachowaniu mnie
irytowało. Może fakt, że nadal czuł się tu jak u siebie w domu?
Przeszłam bezszelestnie z tyłu kanapy.
Przynajmniej tak mi się wydawało, bo już po chwili usłyszałam szept Harry’rgo.
Cichy, zachrypnięty.
-
Też nie możesz spać?
Nie odpowiedziałam. Może pomyśli, że
lunatykuje?
Weszłam do kuchni. Podobno nic tak dobrze
nie robi na sen, jak szklanka gorącego mleka, dlatego już po chwili trzymałam w
ręku nieduży rondelek, który postawiłam na kuchence. Mogłam zagrzać je sobie w
mikrofalówce, z pewnością byłoby to o wiele prostsze, jednak bałam się, że głośne urządzenie może obudzić
mamę. Nalałam do garnka mleka i oparłam dłonie na pralce*, spoglądając co
chwilę w stronę kuchenki.
Nie włączyłam dużego światła. Zapaliłam
tylko niewielką żarówkę nad okapem. Ciemność dawała mi bezpieczeństwo, osłonę
przed niechcianymi spojrzeniami, a ja nie chciałam być widziana. Czułam się
dobrze w samotności.
Kiedy mleko się zagotowało, przelałam je
sobie do kubka i wyszłam z kuchni. Ponownie musiałam przejść przez salon, w
którym tym razem nie grał telewizor, a chłopak leżał zwinięty w kłębek i
prawdopodobnie spał. Przeszłam za kanapą, bez obaw kładąc dłoń na jej oparciu i
przesuwając ją po nim kiedy szłam. Niosąc gorący napój wolałam się o nic nie
potknąć.
Usłyszałam ciche:
-
Przepraszam.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, z
kogo ust ono padło i do kogo było skierowane. A także za co. Wszystko to
wiedziałam i byłam nawet zadowolona, ale i tym razem przeszłam koło tego faktu
milcząc. Po prostu milczałam.
Przeczesałam
palcami włosy i spojrzałam w swoje zmęczone oblicze. Dotknęłam opuszkami palców
delikatnie zarysowane worki po oczami i westchnęłam. A teraz najgorsza część wspomnień…
Następnego ranka weszłam do kuchni zaspana.
Zajęta głośnym ziewaniem nawet nie zauważyłam, jak rozmowa nagle ucichła. Harry
uśmiechał się do mnie nie pewnie, a mama mieszała w swoim kubku z kawą.
Zignorowałam ich.
Późnym popołudniem, kiedy Harry był już w
drodze do Londynu, mama poprosiłam mnie, abym pomogła jej zmywać. Coś w jej
wyrazie twarzy, albo w zachowaniu w stosunku do mnie, kazało mi mniemać, że ma
mi coś ważnego do powiedzenia. Coś, czym
się strasznie stresuje, być może obawie się mojej reakcji, a jednocześnie jest
podekscytowana. I miałam racje.
-
Córeczko – zaczęła mama, a ja już wiedziałam, że niedługo poznam przyczynę jej
dziwnego zachowania. – Wiesz, że nie stać mnie na wakacje dla ciebie…
-
Mamo – zaprzeczyłam – wiesz, że nie potrzebuje żadnych wakacji!
Twarz jej stężała.
-
Nie mów tak. Przydałoby się, żebyś zwiedziła kawałek świata…
-
Ale ja…
-
Nie chcę, żebyś skończyła tak jak ja! Stara rozwódka, siedząca całe życie na
własnym tyłku! – uciszyła mnie. – Na dwa pierwsze tygodnie lipca bierzesz sobie
wolne i jedziesz do Londynu jasne?!
*w Anglii pralki mają w kuchniach,
dziwne nie?
Młahahahaha :DD ! Wiedziałam, że się uda :)) Ale jestem szczęśliwa :3 Kocham ten blog i ten rozdział <3 Cieszę się, że dodałaś i że mam zaszczyt być twoją betą!
OdpowiedzUsuńZłowieszcza pralka!
<3 Jedzie do Londynu do Hazzy! Ciuch ciuch!
:D wybacz za dziwne słowa, ale mam dziwny humor xD Czekaaam!
Hahaha ciuch ciuch
UsuńPralki są zue!!!
London:3 Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii <3
OdpowiedzUsuńCiekawe czy spotka ją tam coś ciekawego?
niuch niuch :) Dobranoc :*
:DD Nieee Julay to taka nudziara, że znając życie całe dwa tygodnie na dupie spędzi xD
UsuńUwielbiam ten blog. Zapowiada się ciekawie. Na wakacje do Harrego ;]
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ;p
Dzięki ;**
UsuńDzięki ;)
OdpowiedzUsuńRozdział strasznie króciutki, szkoda, bo chciałoby się poczytać dłużej. :) Ładnie napisany, podobała mi się retrospekcja wpleciona w codzienne czynności. Główna bohaterka jedzie do Londynu.. Hm, jestem pewna, że wydarzy się tam nie jedna ciekawa rzecz. ;) Niecierpliwie czekam na następny rozdział, więc pisz szybko!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny! <3
dziękuję, niestety wątpię, żeby w Londynie zdarzyło się coś ciekawego ;P
UsuńJak dla mnie - rozdział bomba, hahaha :D
OdpowiedzUsuńLubię Julay ;)
Czekam na nn ;3
Dzięki ;) też ją lubie chociaż jest idotką :D
Usuń